Podróż O Żuławach (nie do końca) depresyjnie
Setki kilometrów łatwych, rodzinnych tras rowerowych i tysiące kilometrów szlaków kajakowych i żeglarskich. Szpalery komicznie poprzycinanych wierzb dające cień tym, którzy jakimś cudem się zmęczyli. Dookoła płasko. Aż po horyzont. Gdzieniegdzie tylko, na niewielkim, sztucznym wzniesieniu, majaczy ceglany kilkusetletni kościółek, albo wieś ze wspaniałymi, przypominającymi szlacheckie dworki, drewnianymi domami podcieniowymi. Tu i ówdzie widać też typowy holenderski wiatrak, albo komin parowej przepompowni. Kępy drzew pośród pól i łąk, na których pasą się czarno-białe krowy, oznaczają stare, menonickie lub protestanckie cmentarze - ślady dawnej wielokulturowości. Czas płynie wolno, wilgotne powietrze, gęste od zapachu rzepaku i świeżej trawy, stoi w miejscu. Nie można się spieszyć. Zresztą, za bardzo się nie da, bo znów trzeba czekać, aż żeglarze opuszczą zwodzony most.
Tak... Tak sielankowo mogłyby wyglądać Żuławy, gdyby na z górą sześćdziesiąt lat nie popadły w marazm i zapomnienie. Niestety, prawdziwy obraz tego zaniedbanego regionu Polski jest mniej kolorowy i optymistyczny. Niemniej warto się tam wybrać. Być może uda się uchwycić ostatnie chwile drewnianych zabytków architektury czy małych cudów techniki. A może - kto wie, cuda jednak czasem się zdarzają - będziemy świadkami nowych narodzin krainy, przez samą geografię skazanej na depresję?
Choć najwyraźniej Delta Wisły od tysiącleci przyciągała osadników - o czym świadczą choćby pozostałości pradawnej osady Truso niedaleko Elbląga - niezbyt sprzyjający klimat, wojny i występujące regularnie powodzie, skutecznie zacierały po nich ślady. Właściwie wszystko co dziś można oglądać na Żuławach, to pamiątki po ostatnich stu-dwustu latach życia i pracy ich mieszkańców. Wyjątkiem są kościoły. Niewielkie, ceglane, ciężkie na skutek kolejnych remontów, stopniowo zapadające się w grząskim gruncie wydartym Wiśle i Bałtykowi po trosze.
Tych najstarszych, pamiętających jeszcze Krzyżaków, zostało około trzydziestu. Część w ruinie, jak kościoły w Gnojewie, Stablewie czy Wocławach. Inne w całkiem dobrym zdrowiu. Trudno jednoznacznie wskazać najcenniejsze, czy szczególnie warte odwiedzenia świątynie. Każda z nich jest skarbem samym w sobie. W Kończewicach na przykład, podziwiać można najwyższą drewnianą wieżę (a dokładniej nadbudówkę wieży). W Kmiecinie zachwycają niskie, drewniane podcienie - tak zwane "soboty" - charakterystyczne dla architektury sakralnej... Podhala. W Bystrzu i Lisewie Malborskim zachowały się unikatowe, przykościelne ossuaria, czyli kostnice, w których składano kości wydobyte z grobów przygotowywanych dla nowych "lokatorów". Kościół Świętej Urszuli w Lichnowych, choć wielokrotnie przebudowany, uważa się natomiast za jeden z najstarszych na Żuławach. Kilka innych, nie mniej zacnych, stoi w Orłowie, Tui, Marynowych, Lubieszewie, Jezierniku i Krzyżanowie.
Nie lada ciekawostką jest też kapliczka we wspomnianym Gnojewie. Legenda mówi, że pięćset lat temu wybudowano ją obok kościoła, ale gdy wraz z Reformacją, miejscowi przeszli na protestantyzm, kapliczka "obraziła się" i przeszła na drugą stronę drogi, gdzie stoi do dziś.
Ale oprócz tych leciwych staruszków, na uwagę zasługują też nowsze świątynie. Szczególnie te budowane w typowej dla Żuław technice "pruskiego muru". Wybór tej techniki dyktowały przede wszystkim specyficzne lokalne warunki. Znaczna część krainy znajduje się pod poziomem morza. Ziemia, choć bardzo urodzajna, jest tu niezwykle "tłusta" i grząska, a wody gruntowe stoją dosłownie tuż pod powierzchnią. Dlatego konstrukcja świątyń - w założeniu dużych budynków - musiała być lekka i elastyczna. Szachulcowe - to fachowe określenie "pruskiego muru" - kościoły znaleźć można między innymi w Jegłowniku, Świerkach, Marzęcinie, Borętach i Stegnie.
Wyjątkową perełkę stanowi kościół Matki Boskiej Częstochowskiej w Palczewie z początków XVIII wieku. Jest to jedyny (!) całkowicie drewniany kościół na Żuławach.
Pozostając przy tematyce około religijnej, mówiąc o Żuławach, nie sposób nie wspomnieć o mennonitach. Choć ich rola w życiu i rozwoju "kraju na wodzie" przez jednych jest marginalizowana, przez innych zaś nad miarę podkreślana, nie ulega wątpliwości, że stanowili ciekawy element miejscowej wielokulturowej mozaiki.
Choć dziś może wydawać się to nieco zaskakujące, przez całe stulecia Rzeczpospolita była europejskim azylem dla wszelkiej maści innowierców i religijnych odszczepieńców. Powszechna, choć zapewne nie całkiem sielankowa, tolerancja religijna przyciągała nad Wisłę prześladowanych z całego kontynentu. Tak właśnie, w połowie XVI stulecia, z Niderlandów trafili na Żuławy wyznawcy Menno Simmonsa, nazywani mennonitami.
Ci cisi, zamknięci we własnych wspólnotach, kierujący się surowymi zasadami osadnicy, z pracy uczynili religię. Dzięki temu i dzięki doświadczeniom przywiezionym z niechętnej im ojczyzny, osuszyli ogromne bagienne obszary Delty Wisły, tworząc jedno z najbardziej niezwykłych dzieł ludzkich rąk.
Ich świat skończył się wraz z zakończeniem II Wojny Światowej i przyłączeniem Żuław do Polski. Podobnie jak miejscowych Niemców, mennonitów wysiedlono, a na ich miejsce sprowadzono osadników z dawnych Polskich Kresów.
Pozostało po nich niewiele pamiątek. Głównie charakterystyczne cmentarze, zagrody z długimi zabudowaniami łączącymi chałupy z oborą i stodołą, i dosłownie kilka domów modlitwy. Te ostatnie zachowały się w Rozgarcie, Jeziorze i Elblągu. Cmentarze, najczęściej bardzo zaniedbane i zdewastowane, rozrzucone są po całym regionie. Największy znajduje się w Stogach Malborskich. Na Żuławach Elbląskich, warto odwiedzić niewielką nekropolię w Szaleńcu. Inne znaleźć można w Markusach, Różewie, Stawcu, Węglach-Żukowie, Tropach Elbląskich, czy przy dawnych świątyniach w Jeziorze i Rozgarcie.
Bogactwo zdobień menonickich nagrobków naprawdę zaskakuje, a zabawa w rozszyfrowywanie ich skomplikowanej symboliki, może stanowić ciekawy przyczynek do poznania tej niezwykłej, umarłej już niestety, kultury.
Jednym z najbardziej charakterystycznych i najpiękniejszych elementów krajobrazu kulturowego Żuław są domy podcieniowe. Niegdyś w każdej wsi stało ich kilka, wszem i wobec informując o zamożności gospodarzy. Dziś coraz więcej z nich popada w ruinę. Wielka szkoda, bo oprócz manifestowania bogactwa, stanowiły doskonały przykład wspaniałego rzemiosła.
Tym co odróżnia dom podcieniowy, od innych wiejskich chałup, jest właśnie ów podcień - wysunięte piętro wsparte na kilku zdobnych, drewnianych słupach. Ilość kolumn świadczyła o bogactwie właściciela. Każda z nich odpowiadała jednej włóce ziemi, czyli około osiemnastu hektarom. Łatwo więc się domyślić, że gospodarz mieszkający w domu z podcieniem opartym na dziewięciu filarach i dziś byłby kimś!
Przyjmuje się, choć trudno znaleźć na to jednoznaczne dowody, że inspiracją dla pierwszych budowniczych domów podcieniowych, były szlacheckie dworki. Być może stąd używane czasem określenie "dwór żuławski". Nie ulega jednak wątpliwości, że część z nich nie tylko dościgała wzorca, ale nierzadko śmiało mogła z nim konkurować.
Choćby dom w Trutnowych. Jeden z niewielu, który można zwiedzić również w środku. Właściciel, zapalony miłośnik Żuław, urządził tu małe, żywe muzeum, po którym sam oprowadza, zasypując gości ciekawostkami. Dom w Kleciach, choć mocno podniszczony, należy do najbardziej monumentalnych. W niedalekim Stalewie podziwiać można inny "pałac" o powierzchni przeszło sześciuset metrów kwadratowych! W Zwierznie, w dawnym domu ludowym, zbudowanym na wzór domu podcieniowego, działa szkoła. Te w Orłowie, Marynowych, Kępniewie, Szaleńcu, Markusach, Rozgarcie, Lubieszewie, Jezierniku, Gniazdowie, Nowej Cerkwi, Pordenowie, Wielkich i Małych Lasowicach, może tak nie imponują, a czasem nawet przygnębiają stanem, ale warto je odwiedzić, przyjrzeć się detalom i... cieszyć się, że się zdążyło.
Najzagorzalsi sympatycy Żuław - których wprawdzie wciąż jest niewielu, ale powoli, powoli przybywa - porównują dzieło ich osuszenia i zagospodarowania, do, co najmniej, budowy egipskich piramid. Na pierwszy rzut oka zalatuje to trochę egzaltacją, ale tylko na pierwszy. Jeśli weźmie się pod uwagę, że jeszcze kilkaset lat temu cały obszar Delty Wisły był bagnem lub znajdował się pod wodą, refleksja nasuwa się sama: jakim cudem?!?
Otóż nie cudem, ale ciężką pracą i błyskotliwą myślą pokonano naturę. Ogromny obszar od Jeziora Drużno, przez widełki utworzone między Nogatem a Wisłą, aż niemal po przedmieścia dzisiejszego Gdańska, najpierw pocięto tysiącami kilometrów kanałów, a później spływająca do nich wodę wypompowano. To tak w skrócie. Przy czym nie był to proces jednorazowy, ale trwająca do dziś walka.
Początkowo do przepompowywania wody używano wiatraków. Musiało ich tu stać setki, jeśli nie tysiące! Z czasem, wiatraki zastąpiono przepompowniami parowymi, aż w końcu zdano się na mało romantyczną elektryczność. Tych pierwszych, do dziś, ocalało bardzo niewiele. Dosłownie kilka, ustawionych w skansenach. Jedynym, który ocalał na swoim miejscu, jest wiatrak w Palczewie. Piękny, pięciopiętrowy "holender", jeszcze przez wiele lat po wojnie służący jako młyn, ostatnio znalazł nowego właściciela, któremu najwyraźniej zależy na jego zachowaniu. Podobnego szczęścia nie miały pompy parowe. Na całych Żuławach ostała się... zaledwie jedna. W Różanach, niedaleko Jeziora Drużno. Po innej, w Różewie koło Nowego Dworu Gdańskiego, pozostał tylko kilkunastometrowy komin.
Nie mniej ciekawymi zabytkami techniki są żuławskie mosty. Największy, imponujący, spina Wisłę w Tczewie. Kiedy w 1857 roku ukończono jego budowę, był jednym z najdłuższych mostów na świecie (niektóre źródła podają, że najdłuższym na w Europie). Kosztował cztery miliony talarów, a na jego budowę zużyto piętnaście milionów cegieł i dwadzieścia ton farby! Co prawda przeprawę wysadzano przy okazji każdej wojny toczonej w okolicy, ale nawet te kawałki, które przetrwały, zachwycają. Na tyle, że w 2004 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Inżynierów Budownictwa, uznało go za Międzynarodowy Zabytek Inżynierii Budowlanej. Zaniedbany i zapomniany most znalazł się na liście razem z, między innymi, wieżą Eiffela i Kanałem Panamskim.
Skromniejsze przeprawy znaleźć można choćby w Nowym Dworze Gdańskim, Jegłowniku i Jeziorze (mosty zwodzone). W Dzierzgonce zaś, brzegi rzeczki Dzierzgoń łączy jedyny na Żuławach most obrotowy. Jeszcze w latach osiemdziesiątych żeglarze pływający po żuławskich rzekach i kanałach, za pomocą korbki otwierali sobie dalszą drogę. Dziś niestety most jest już nieczynny.
Chlubnym wyjątkiem w tej wyliczance zapomnianych cudów jest Kanał Elbląski, którego spory kawałek biegnie przez Żuławy, i który od wielu już lat stanowi sporą, przyciągającą wielu turystów atrakcję.
Tak w ogromnym skrócie wygląda "kapitał założycielski" Żuław - jednego z najmniej znanych i najbardziej zaniedbanych polskich regionów. Wydaje się, że to całkiem pokaźny kapitał. Czy uda się na nim coś zbudować? Od kilku lat coraz głośniej mówi się o rewitalizacji "kraju na wodzie" i o potencjale drzemiącym w dziedzictwie wielokulturowości. Coraz bardziej palącą kwestię stanowi konieczność udrożnienia kanałów, co jest nie tylko ogromną szansą na rozwój turystyki wodnej, ale, zwyczajnie, kwestią życia lub śmierci dla obszarów położonych w depresji. Coraz więcej fascynatów wprowadza się do podupadających domów podcieniowych. Na płaskich jak stół żuławskich drogach coraz częściej spotkać można rowerzystów. Coś zaczyna się dziać. Powoli. Ale na Żuławach trudno się spieszyć.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
coż ja poradzę, że taki inspirujący jestem? taki charakter, a charakteru nie zmienisz;-)
-
Juz nie wiem za co bardziej Cie chwalic, za Snowdonie czy Zulawy ?
A moze za inspiracje ?
Tak, tego bede sie trzymac :)
Z pozdrowieniem
Mimbla -
wiesz... gdybym to ja miał się decydować, chyba jednak wybrałbym beskid. być może zauważyłaś, że ja lekki sentyment do cerkwi mam:-) ale to ja. natomiast skoro ty się wahasz, znaczy, że aż takich sentymentów nie masz. dlatego podpowiem ci tylko, że jeśli do żuław dodałabyś wysoczyznę elbląską, mierzeję wiślaną i zalew od strony lądu, to mogłaby z tego wyjść bardzo ciekawa wycieczka. tak myślę...
-
to mi namieszałeś przed majowym wypadem :) Beskid Niski i Łemkowie czy Żuławy?
tym razem nie czepiam się, wszystkiego jest w odpowiednich ilościach :) -
@marta: głowa do góry. do pewnych wniosków długo się dojrzewa. a dla żuław ciężko wyobrazić sobie inną drogę rozwoju niż turystyka.
@krysia: niestety kościoły w wiekszości były pozamykane. ale zawsze możesz spróbować. ty masz bliżej:-) -
Pięknie opisana podróż i wspaniałe zdjęcia. PS brakowało mi zdjeć z wnętrza kościołów. Zachęciłeś do odwiedzenia aby zajrzeć do środka kościołów.+++++
-
zachwyciłam się Twoimi zdjeciami ale smutek mnie ogarnął, że czas nam się kończy na działania
-
@chłop: to moje najbliższe okolice i czekały na odwiedziny z górą trzydzieści lat! cieszę się, że się podobają:-)
@zosfik: domy podcieniowe i mnie zainspirowały do tej wycieczki. znaczy... mają to "coś"! -
Z wielką przyjemnością i ciekawością przeczytałam o podróży na Żuławy, tej części Polski, której nie znam.
Teraz wiem,że trzeba ją odwiedzić. Szczególnie podobały mi się zdjęcia domów podcieniowych. Pozdrawiam -
Zwierzu:))) chylę czoła przed autorem relacji z Żuław:))) bardzo fajna:))) przechodzę do zdjęć:))
-
czy to znaczy, że popadam w rutynę?:-)
-
jak zawsze świetny tekst i zdjęcia :):):)
-
o raczkach to chyba w szkole uczyli? przynajmniej za moich czasów. strasznie depresyjne miejsce (1,8 metra pod poziomem morza:-)
co do reszty... nie ma za co. takie małe skrzywienie mam, że wolę mniej uczęszczane ścieżki:-) -
Zfierzu dziekuje za niesamowita lekcje historii i architektury! Dotaz Zulawy byly mi znane jedynie z powodu Raczkow, nigdy nie pomyslalabym ze tam takie skarby mozna znalezc!
-
@michał: to nie skromność, tylko odrobina samokrytyki:-) i co ja mogę, że moje galerie jakieś gadatliwe i w dodatku mnie nie słuchają?:-)
@neiven: z pozoru! to,co prawda, temat na długą dyskusję, ale w skrócie sprawa wygląda ta, że, po pierwsze, informacja turysyczna (nie reklama usług turystycznych) w polsce leży i kwiczy, tak, że często ludzie nie wiedzą, jakie cuda mają "za miedzą"; po drugie natomiast, wciąż silnie zakorzeniony jest u nas pogląd, że fajne miejsca są tylko daleko, daleko, w ciepłych krajach... oczywiście że są! TEŻ!:-)
@asta: cóż... teraz już nie tak zupełnie nieznane:-) dodam tylko jeszcze (w ramach zachęty), że żuławy są fantastycznie położone. rzut beretem stąd do trójmiasta, na wysoczyznę elbląską (kolejny nieznany, aczkolwiek ciekawy region), do fromborka, nad zalew wiślany i na mierzeję, do malborka... itp, itd. nic tylko jechać;-) -
Dzięki Zfieszu za ten album - to tereny zupełnie mi nieznane - dzięki Twojej opowieści trochę bliższe i zaciekawiające - trzymam kciuki za Żuławy ;)
-
To sztuka przedstawić w tak interesujący sposób miejsce z pozoru mało ciekawe - Tobie się to świetnie udało!
-
okolica rzeczywiście jest niebrzydka, ale mogłaby być zdecydowanie piękniejsza, gdyby nie wieloletnie zaniedbania. szczęśliwie, da się ostatnio zauważyć delikatny wzrost zainteresowania żuławami, więc pozostaje nam tylko czekać i trzymać kciuki.
co do zdjęć... hmmm... jak ty pięknie kłamiesz emdżej:-D -
piękne miejsce,fantastyczne fotografie